Nasza strona używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych.
Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb, więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności.

Drift: W Dzień Kobiet wbijamy kij w mrowisko: Łukasz Ptaszyński o marketingu Karoliny Pilarczyk

Wszystkim Paniom, zarówno zainteresowanym sportem motorowym, jak i tym, które dopiero mogą odkryć, jak fascynująca to dziedzina, składamy najserdeczniejsze życzenia z okazji Dnia Kobiet.
To dobra okazja, by porozmawiać o działaniach jednej z najbarwniejszych (a co za tym idzie także kontrowersyjnych) kobiet za kierownicą.
Pytanie "Czy styl komunikacji Karoliny Pilarczyk służy promocji motorsportu?" skierowaliśmy do dziennikarza, który uczestniczył w budowaniu polskiego driftingu- Łukasza Ptaszyńskiego.
Publikujemy ten tekst ze świadomością mocnych słów, które już między tymi dwoma, w
różny sposób istotnymi dla polskiej kultury motoryzacyjnej osobami padały. Liczymy, że u nas będzie można debatować wyraziście, lecz bez inwektyw. Oczywiście bardzo chętnie umieścimy na naszym portalu także polemiczny tekst od Karoliny. Zapraszamy do dyskusji!

Na zdjęciu: kobiece podium kieleckiego "Superoesu". Wszystkim Paniom życzymy takich przeżyć.

Redakcja


Różowa "królowa"

Marcin Tybura, Szymon Bajor- z czym kojarzą się Wam te nazwiska? Tylko szczerze, bez korzystania z pomocy "wujka Google’a". To czołowi polscy zawodnicy MMA. A Marcin Najman? Trybson? Jestem przekonany, że gros z Was, szczególnie niebędących wiernymi kibicami sportów uderzanych, kojarzy tych drugich, choć tak na dobrą sprawę to tylko freak fighterzy. Podobnie jest z Karoliną Pilarczyk, która od lat kreuje się na królową nie tylko polskiego, ale i światowego driftingu. Czy taki model autopromocji służy motorsportowi, czy jest jedynie trampoliną do osobistych korzyści?

Karolina twierdzi, że jest obecnie jedyną w Polsce profesjonalną drifterką, a właściwie jedynym zawodnikiem, który zawodowo zajmuje się tylko driftingiem. To jej źródło utrzymania. Można więc uznać, że osiągnęła w tej dziedzinie ogromny sukces. Portfolio przedstawiane w jej oficjalnych mediach jest bardzo szerokie, najeżone tytułami oraz osiągnięciami. Tylko czy fakt,  że Piotr Witczak znany szerzej jako Bonus BGC, utrzymuje się głównie z występów na wszelakich galach freak fightowych sprawia, iż należy go nazywać profesjonalnym zawodnikiem MMA? Śmiem wątpić. Oczywiście większość z nas kojarzy go z wywiadu dla Pakol TV, w którym opowiadał dyrdymały o swojej rzekomej karierze w tej materii, ale reakcje środowiska i opinia na jego temat są jednoznaczne. Podobnie jest z "Królową driftingu". Ostatnio rozmawiałem ze swoim fizjoterapeutą o sportach motorowych. Gdy pojawił się wątek mojej driftingowej zajawki, Wojtek od razu zapytał, czy znam Karolinę Pilarczyk i "tego chłopaka bez rąk" (chodziło oczywiście o Bartosza Ostałowskiego). Nie ukrywam, że pytanie wprawiło mnie w osłupienie i wywołało sporą irytację. Dlaczego nie zapytał o Piotrka Więcka, Kubę Przygońskiego czy choćby bardzo medialnego Pitera Kozłowskiego? Przecież to czołowi europejscy, a wręcz światowi zawodnicy startujący z sukcesami w najważniejszych  ligach driftingowych! A Karolina? Przecież ona jest znana głównie z sesji dla Playboya i prowadzenia wraz ze swoim managerem programów motoryzacyjnych o niezbyt imponujących zasięgach. A jednak to ona przebiła się do masowej świadomości jako drifterka. Warto pochylić się nad jej fenomenem.

Kiedy wraz z ekipą magazynu "GT", kierowani fascynacją japońska kultura motoryzacyjna i płytami DVD "Option Video", wprowadzaliśmy drifting do Polski, byliśmy przekonani, że Polacy go pokochają. Jego początkowa dostępność, widowiskowość i możliwość balansowania na krawędzi praw fizyki były na początku XXI wieku czymś, co chciano oglądać. Ludzie zobaczyli, że starym BMW na tak zwanych "oponach z rzeki" można jeździć tak spektakularnie, że dłonie same składają się do oklasków. Pierwszym problemem wizerunkowym było stawianie znaku równości między driftingiem a paleniem gumy. Przez lata udało się wyedukować kibiców tak, aby zatrzeć ten stereotyp. Kiedy drifting zaczął być zauważalny jako szybko rozwijająca się dyscyplina samochodowa, przylgnęła do niego kolejna łatka : zaczął być określany mianem disco polo motorsportu. I duża w tym zasługa otoczki marketingowej w jaką ubierała swoją karierę Karolina. Dominujący różowy kolor, landrynkowy wygląd i opowieści o spełnianiu marzeń nieidące, przynajmniej przez pierwsza dekadę w parze z umiejętnościami za kierownicą. Do tego histeryczne wręcz reakcję na wszelką krytykę, zwalanie winy za spiny czy wypadki podczas zawodów na wszystko prócz umiejętności i narracja głosząca, jak trudno jest kobiecie w męskim świecie motorsportu. To chwytało za serce, szczególnie ludzi, którzy budowali swoje wyobrażenie o tym sporcie z telewizji śniadaniowych i nagłówków krzyczących o "drifterach terroryzujących ronda". I tutaj należy oddać Karolinie, że zawsze promowała bezpieczny drifting. Zrobiła sobie z tego jeden ze znaków rozpoznawczych. Udział w licznych eventach sprawiał, że wprowadzała drifting pod strzechy.  Wspomniana już sesja w magazynie dla panów sprawiła, że o driftingu zrobiło się głośno nie tylko w zakładach karnych, gdzie plakaty z "Królową driftingu" stały się wręcz dobrem luksusowym. Opowieść o kobiecie, która porzuciła pracę w korporacji aby realizować swoją motoryzacyjna pasje doskonale się sprzedaje. Do tego nie można jej odmówić ambicji i zapału do uczestnictwa w zawodach na całym świecie. Sukcesy? Oczywiście! Szczególnie w czasach gdy kobieca konkurencja nie miała budżetów, by jeździć po całej Europie I zdobywać laury. I chociaż Karolina, wbrew temu, co często głosi w wywiadach, nie była pierwszą kobietą uprawiająca ten sport w Polsce, to jako pierwsza przebiła się do masowej świadomości. I jako promotorka tego sportu sprawdza się doskonale. Kariera zawodnicza? No cóż, jest dość memiczna (niczym walki Najmana), ale fakt, że na zawodach startują dużo bardziej utalentowane zawodniczki (Blanka Turska, Ola Fijał) nie sprawia, że powinniśmy śmiać się z Karoliny. Może nie jest wirtuozem, tak jak Zenek Martyniuk nie ma talentu wokalnego, ale to teksty jego piosenek od lat bawią i wzruszają tłumy. Podobnie wyglądają zasługi Karoliny dla popularyzacji driftingu. Jej obecność w mediach jest nieoceniona, podobnie jak występ w netflixowym serialu. A kto dzięki niej zainteresuje się światem driftingu szybko zrozumie, że liczą się w nim inne nazwiska.

Moim zdaniem Karolina powinna skupić się na promocji tej dyscypliny. Zdaję sobie sprawę, że trudno jej zrezygnować przy tym z eksponowania siebie samej, ale chyba można jej to wybaczyć. Szczególnie, że gdyby nie ona wielu zwykłych zjadaczy chleba nigdy nie dowiedziałoby się o tym sporcie, a hasło drift kojarzyłoby się im tylko z kolejnym wypadkiem młodocianego kierowcy, który wpadł w poślizg na rondzie. Karolina udowodniła podczas rundy Drift Open w Koszalinie 2022, że świetnie sprawdza się w roli komentatorki. Potrafi zainteresować swoją pasja tłumy. Różowy, nieco tandetny marketing zdecydowanie w tym pomaga. Mam nadzieję, że nadal będzie zarażała swoim spojrzeniem na drifting przez różowe okulary nowe rzesze fanów, bez napinki na udział w zawodach. I tego jej, jak i całej driftingowej społeczności życzę nie tylko z okazji Dnia Kobiet.

Łukasz Ptaszyński
Chcesz potrenować na
Torze Kielce?
zobacz więcej